[ Pobierz całość w formacie PDF ]
kryptę. Wciąż zdawało mu się, że coś porusza się w
ciemnościach, hałas zwielokrotniony w jego głowie
brzmiał jak wściekły krzyk zbliżającego się tłumu.
Jednym ruchem wbił dłuto, usłyszał trzask łamanych
kości i wyciągnął narzędzie. Wściekłe krzyki były już
tak blisko, że prawie odwrócił się, lecz nie mógł teraz
zwlekać, nie chciał wszystkiego zaprzepaścić. Szybko
schował młotek i dłuto do kieszeni i sięgnął po piłę.
Wolną ręką
85
wymacał głowę Stortona i zaczął ją odpiłowywać od
tułowia. Wewnątrz trumny nie było to łatwe.
Wolałby wyjąć ciało, ułożyć je na pobliskiej
marmurowej płycie i tam obciąć głowę, lecz nie miał
na to czasu. Zdawało mu się, że jakieś zimne ręce
łapią go i próbują odciągnąć. Tej nocy władca zła nie
będzie po jego stronie. Sabat pozbawił go ofiary
minionej nocy, wyrwał ją spod władzy boga
Rozkładu.
Ostra piła z łatwością przecięła kark, lecz prawie nie
zagłębiała się. Sabat rytmicznie przesuwał ją w górę
i w dół. Czuł cały czas, że napastnicy zbliżają się do
niego, tak jak poprzedniej nocy. Ociekał zimnym
potem, siłą woli powstrzymywał się, by nie
przeklinać. Blużnierstwo w takiej chwili natychmiast
rzuciłoby go w ręce wroga. Zaczął się modlić.
Sabat nie mógł poradzić sobie z piłowaniem. Naraz
poczuł, że coś uciska mu klatkę piersiową, jakby
opasywała go stalowa lina. Z trudem łapał oddech.
Serce bolało tak, że ledwo utrzymywał się na nogach.
Wiedział już teraz, jak bardzo niebezpieczny był ten
cholerny Royston. Przybył do Anglii, by uprawiać tu
nikczemne obrzędy czarnej magii. Tej nocy właśnie
Royston zwrócił się o pomoc do Barona
Zakrzywionej Szabli.
W chwili, gdy Sabat sądził już, że nie wytrzyma i
upadnie, głowa wikarego opadła z głuchym łoskotem
na dno trumny.
Wściekłe głosy ucichły, osłabł też ból w jego
piersiach. Sabat mocno oparł się o trumnę i z całej
siły powstrzymał się by nie zwymiotować. Wiedział
już, że jest bezpieczny, że znów wygrał z potężnymi
siłami, że pokonał władcę cmentarza i pokrzyżował
plany Roystona. Nie mógł jednak zostać tu i
rozkoszować się swym zwycięstwem. Na-
86
wet teraz Royston chciał się zemścić, być może
policja już jechała do kaplicy, zawiadomiona
anonimowym telefonem. Sabat odłożył piłę i
zmęczonymi, drżącymi rękami umieścił odciętą
głowę na kikucie szyi. Zamykając wieko, raz jeszcze
spojrzał na ciało. Mięśnie twarzy były rozluznione,
usta zamknęły się, powieki zaczęły opadać. Przez
sekundę zdawało się, że Maurice Storton widzi go i
poznaje, lecz było to złudzenie, być może wywołane
panującym w kaplicy mrokiem. Być może dusza
wikarego chciała jakimś półuśmiechem wdzięczności
podziękować za uwolnienie, za wieczny spokój.
Sabat oddalił się tak cicho, jak przyszedł, niczym
cień nocy poszedł do swojego daimiera. Musiał w
przeciągu kilku godzin opuścić to miejsce, czekała go
zatem długa droga do Londynu. Nie mógł ryzykować
następnego spotkania z Plowdenem. Potrzebował
czasu, by zastanowić się, jak odnalezć Roystona. Ten
przeklęty człowiek musiał zostać zniszczony!
Rozdział VI
Sabat przejrzał dzienniki z ostatniego tygodnia, ale
nie znalazł nic poza wzmianką o "wyznawcach
diabła". Pogrzeb Stortona z pewnością już się odbył,
a więc grabarze musieli nie zauważyć, co stało się z
ciałem, albo też - w obawie o swoje zarobki - nie
chcieli tego rozgłaszać.
Problemem było znalezienie Roystona. Nie znając
nazwiska, Sabat nie mógł szukać go w zwykły
sposób. Zastanawiał się, czy znów nie opuści
fizycznego ciała, ale skoro nie wiedział, gdzie
Royston może się znajdować, szansę były nikłe.
Zostało mu jedno wyjście - Miranda. Jeśli odwiedzi
ją jako ciało astralne, a nie jest powiedziane, że
Royston tam będzie, może spędzić u niej całe
tygodnie noc za nocą, tracąc cenny czas i narażając
się na śmiertelne niebezpieczeństwo, gdyż bez
wątpienia tajemnicze magiczne moce wciąż czyhały
na jego życie. Otwierała się przed nim tylko jedna
możliwość - musi odwiedzić Mirandę w swoim
ziemskim ciele i użyć wszelkich sposobów w celu
wydobycia z niej niezbędnych informacji. Myśląc o
tym, poczuł nagle, że jest podniecony. Do diabła, już
dwa tygodnie nie miał kobiety. Tym niemniej
zdecydował, że poczeka jeszcze i zaspokoi się w inny,
znany sobie sposób. Nie zmieniało to jednak faktu, że
miał erekcję przez całą drogę powrotną do
Warwickshire.
Wczesnym rankiem Sabat zadzwonił do drzwi
małego domku Mirandy. Samochód zaparkował po
drugiej stro-
nie drogi przypuszczając, że jeszcze tej nocy wróci
do Londynu. Miał nadzieję, że jego przybycie nie
zostało zauważone.
Nie doczekał się żadnej odpowiedzi na dzwonek, ale
jakiś wewnętrzny zmysł podpowiadał mu, że dom nie
jest pusty. %7ładnego hałasu, czy ruchu - po prostu
czuł, że Miranda jest u siebie. Może był z nią
Royston. %7łołądek skurczył mu się na myśl, że
potężny mężczyzna może mu się znów wyśliznąć i
zniknąć nie wiadomo gdzie. Sabat chciał być z
Miranda sam na sam przez pewien czas. Chryste,
znowu był podniecony. Coś wypychało mu spodnie w
okolicach rozporka w sposób, jaki nie mógł nikogo
zmylić. To właśnie jest broń tej kurwy - podniecić
mężczyznę, osłabić go nawet wtedy, gdy nikogo nie
ma w pobliżu.
Nagle usłyszał odgłos miękkich kroków i zobaczył, że
ktoś przygląda mu się przez judasza. To mogła być
tylko Miranda. Klamka opadła, drzwi najpierw
lekko się uchyliły, a następnie otworzyły szeroko.
Stała na progu ubrana jedynie w czarną bieliznę.
Widać było kształtne piersi, twarde sutki sterczące
przez materiał. Sabat przebiegł wzrokiem jej ciało,
zatrzymując się na miękkich czerwonych wargach,
półotwartych w kuszącym uśmiechu i piwnych
oczach, które nie wyrażały nic, choć zdawały się
przenikać jego myśli.
- Pan Sabat - powiedziała z lekkim zdziwieniem,
mruczÄ…c jak zadowolona kocica. - Jaka
niespodzianka. Wejdzie pan?
Zamknęła za nim drzwi. Mieszkanie tym razem
wyglą-(dało na posprzątane. %7ładnych
porozrzucanych ubrań", za-| miast kuchennych
smrodów, jego nozdrza drażnił ostry
89
zapach jakiegoś aerozolu. Było prawie tak, jak
gdyby oczekiwała gościa.
- Proszę usiąść. Czego się pan napije? Podążając
wzrokiem za jej ręką, zauważył ustawiony na
kredensie rząd butelek, a wśród nich nie otwarty
jeszcze Black La-bel.
- Whisky - powiedział. "Tego na pewno nie mogła
zatruć" - pomyślał patrząc jak otwiera butelkę.
Wręczyła mu szklankę, wpatrując się weń
świdrującym spojrzeniem.
- Czułam, że zjawi się pan pewnego dnia. - W jej
głosie dzwięczała ironia.
- Dlaczego? - z trudem wytrzymał jej spojrzenie.
- Często mężczyzni, którzy widują mnie w
"Brunatnym Byku" przychodzÄ… potem do mnie.
Zaczęli się przekomarzać i Sabat poczuł, że znów ma
erekcję. Miranda udawała, że tego nie widzi.
- A dlaczego pani myśli, że przyszedłem z tego
samego powodu?
Opuściła oczy, utkwiwszy wzrok w wypukłości koło
jego rozporka i uśmiechnęła się.
- Musiałabym być ślepa, żeby nie zauważyć pewnych
rzeczy.
Sabat poczuł, że jest w niekorzystnej sytuacji, szansę
się odwróciły, był w pewien sposób bezbronny. Płeć
przeciwna zawsze była jego wielką słabością, ale do
tej pory nie zdawał sobie sprawy, do jakiego stopnia
go zdominowała. Do diabła, nie powinien był żyć
przez całe dwa tygodnie bez kobiety. Przyjemne
uczucie, pochodzące z niższych regionów jego ciała
rozpłynęło się po całym organizmie. Nie dbał już o
[ Pobierz całość w formacie PDF ]