[ Pobierz całość w formacie PDF ]
nadużywać takiej władzy.
- Nie podoba mi się to - mruknął Bullard. - Widzę w tym znak, że Bóg
się od nas odwrócił, skoro dopuścił do zamieszania w sprawie postów i
świąt.
Sir Roger poczerwieniał. Przez chwilę stał i patrzył, jak odwaga
opuszcza jego ludzi, całkiem jak wino z pękniętej beczki, po czym ze
śmiechem zawołał:
- Czy nasz Pan nie rozkazał swoim uczniom iść jak najdalej przed
siebie i głosie Jego słowa, obiecując przy tym, że będzie z nimi zawsze?
Ale nie przekrzykujmy się słowami Pisma. Możliwe, że w tej materii
grzeszymy odrobinę, ale jeśli tak jest, to nie mamy co rozpaczać, lecz
myśleć o poprawie. Jako pokutę złożymy kosztowne ofiary: A środki na
nie... Czyż nie mamy całego imperium w zasięgu ręki? Możemy wycisnąć z
niego taki łup, że aż wytrzeszczą te żółte ślepia. Otóż i dowód, że sam
Bóg nas na tę wojnę prowadzi! - Wyciągnął miecz, oślepiający w świetle
słonecznym, i trzymał go rękojeścią ku górze. Na mą pieczęć i broń
rycerza, która też jest znakiem krzyża, ślubuję stoczyć bitwę na chwałę
bożą!
Podrzucił miecz tak, że ów jeszcze mocniej zalśnił w gorącym
powietrzu, pochwycił go i szerokim zamachem ciął to powietrze ze świstem.
- Tym mieczem będę walczył! - zakrzyknął.
Rozległy się wiwaty, dość niemrawe: tylko ponury Bullard się ociągał.
Sir Roger pochylił się ku niemu i usłyszałem, jak wysyczał:
- Koronnym dowodem poprawności mojego rozumowania jest to, że zetnę
każdego, kto dłużej będzie się sprzeciwiał, i rzucę go psom na pożarcie.
Istotnie, czułem, ze tym brutalnym sposobem mój pan ujął prawdę.
Postanowiłem, że w wolnym czasie spróbuję nadać jego rozumowaniu
odpowiednią formę sylogistyczną, aby się upewnić; nie taję, że
wystąpienie to podniosło mnie na duchu, a inni przynajmniej nie poddawali
się demoralizującym rozmyślaniom. I dobrze, że tak się stało, gdyż
właśnie zbrojny przywiódł Branithara. Jeniec zatrzymał się i przypatrywał
się nam. - Witaj - odezwał się łagodnie sir Roger z moją pomocą. -
Chcielibyśmy, abyś dopomógł nam w przesłuchaniu jeńców i wyjaśnił pewne
kwestie zwiÄ…zane ze zdobytymi machinami.
Wersgor wyprostował się dumnie.
- Oszczędzcie sobie trudu - parsknął. - Zabijcie mnie i skończcie z
tym. yle oceniłem wasze możliwości, a to kosztowało życie wielu moich
rodaków. Dłużej ich zdradzać nie będę.
- Spodziewałem się takiej odpowiedzi - przyznał sir Roger. -Co tam
siÄ™ dzieje z Jednookim Hubertem?
- Jestem, panie, jestem. - Stary, poczciwy Hubert, kat barona,
kuśtykał poprawiając kaptur. Pod jednym kościstym ramieniem trzymał
topór, a na plecach niósł zwinięty sznur. - Przechadzałem się, panie,
kwiatki zbierałem dla mojej najmłodszej wnuczki. Znasz ją, mała
dziewczynka o długich złocistych lokach, która nade wszystko kocha
stokrotki. Myślałem, że znajdę jakie pogańskie kwiecie, które
przypominałoby jej nasze drogie stokrotki z Lincolnshire, i że razem
upleciemy z niego wianek...
- Mam dla ciebie zajęcie - przerwał mu baron.
- O, tak, panie, dzięki serdeczne w rzeczy samej... - Jedyne kaprawe
oko staruszka łypało wokół, a jego właściciel zacierał dłonie i
chichotał. - Och, dzięki, panie! Nie, żebym chciał szemrać, to nie stary
Hubert, on zna swoje skromne miejsce, on, co sprawiał mężczyzn i
chłopców, jak jego ojciec i dziad przed nim, kaci szlachetnych de
Tourneville'ów. Nie, panie, ja znam swoje miejsce i trzymam się go, jak
każe Pismo Zwięte. Ale po prawdzie trzymałeś biednego, starego Huberta w
okrutnej bezczynności przez te wszystkie lata. O, wasz ojciec, panie, sir
Raymond, nazywany Czerwoną Ręką, ten cenił moją sztukę! Choć pomnę i jego
ojca, a waszego dziada, panie, starego Neville'a Wyrwiszpona - o jego
sądach gadano w trzech hrabstwach. W jego czasach, panie, motłoch znał
swoje miejsce i panowie mogli dostać uczciwego sługę za godziwą zapłatę.
A teraz puszcza siÄ™ ich za grzywnÄ… czy po dniu w dybach. Godne to
pożałowania...
- Wystarczy - przerwał baron. - Ten na postronku jest uparty. Możesz
mu to wyperswadować?
- O, tak, panie! Tak, oczywiście! - Hubert mlasnął bezzębnymi
dziąsłami. Z wyraznym i szczerym ukontentowaniem obchodził nieugiętego
jeńca ze wszystkich stron. - Tak, panie, teraz to zupełnie inna sprawa,
to jakby dawne dobre czasy powróciły, tak, tak, niechże cię niebiosa
błogosławią, mój dobry, łaskawy panie! Rzecz prosta, wziąłem ze sobą
nieco tylko sprzętu, parę obcęgów, jakieś szczypce i coś tam jeszcze,
lecz zrobienie przyzwoitego stołu do tortur nie zajmie mi wiele czasu. A
może by tak wziąć milutki garnuszek oleju? Zawsze mówię, panie, że w
[ Pobierz całość w formacie PDF ]