[ Pobierz całość w formacie PDF ]
łem twoje długi, żeby zawrócić cię z ryzykownej drogi, na którą wkroczyłaś. Mam na-
dzieję, że nigdy na nią nie wrócisz, więc nie zamierzam dalej prawić ci morałów. Dość
ich wysłuchałaś. Liczę na twój rozsądek.
Podczas całego przemówienia Sophie patrzyła na niego jakoś dziwnie. Nie potrafił
odczytać z jej miny, czy przyjęła jego przesłanie do wiadomości. Ponowne nadejście
kelnera zmusiło go do skupienia uwagi nad degustacją wina. Zaaprobowawszy zapropo-
nowany gatunek, zwrócił się do niej w tonie swobodnej pogawędki:
- A więc stwierdziłaś, że muzyka jednak nie jest twoim życiowym powołaniem?
- Nie - ucięła krótko.
Zaskoczył go niespodziewany odwrót od ukochanej niegdyś dziedziny sztuki. Wo-
lał jednak nie roztrząsać drażliwej kwestii. Szybko sobie wytłumaczył, że najwyrazniej
jej pasje bywają równie powierzchowne jak sam charakter.
- W takim razie czym się teraz zajmujesz? - spytał.
Sophie podniosła kieliszek do ust. Zciskała go tak mocno, że kostki jej zbielały.
- Niczym szczególnym.
Dawniej nie cedziła słów. Paplała beztrosko na każdy temat. Nigdy nie zabrakło jej
swady. Teraz łatwiej byłoby utoczyć krew z kamienia niż cokolwiek z niej wyciągnąć,
ale nie dał za wygraną.
- Czyli czym? - naciskał.
Sophie nabrała na widelec kęs owoców morza. Długo delektowała się smakiem,
zanim odparła lakonicznie:
- PracujÄ™.
Nikos uniósł brwi ze zdziwienia. Jeśli otrzymywała wynagrodzenie, to musiała żyć
ponad stan, skoro wpadła w długi.
- Gdzie?
- W sklepie obuwniczym.
Prawdę mówiąc, wątpiła, czy przyjmą ją z powrotem po nagłym zniknięciu. Praw-
dopodobnie czekała ją kolejna wyprawa do urzędu pracy, zakończona przyjęciem jakiej-
kolwiek marnej posady. Pięć tysięcy uzyskane od Nikosa ratowało ją z kłopotów tylko
chwilowo. Znów ogarnął ją lęk, z czego ureguluje przyszłe płatności.
Nie widziała innego wyjścia, jak zarabiać każdym możliwym sposobem, dzień po
dniu, tydzień po tygodniu, oszczędzać, ile zdoła, i próbować przetrwać.
- Aha, rozumiem - wymamrotał Nikos. Przypuszczał, że jak wiele dziewcząt podję-
ła pracę w butiku koleżanki i traktuje to zajęcie bardziej jako chwilowe hobby niż zródło
utrzymania. - Dobry sposób, żeby zdobyć najmodniejsze fasony - rzucił lekkim tonem.
Wymienił kilku znanych projektantów, których modeli nigdy nie sprowadzano do
podrzędnego sklepiku, w którym sprzedawała od rana aż do zamknięcia. W zamian zdo-
łała wynegocjować dwa bezcenne wolne popołudnia, które wynagradzały jej codzienny
trud.
Nikos nadal nie pojmował przyczyny jej małomówności, lecz skoro nie chciała
mówić o sobie, zmienił temat:
- Miło z twojej strony, że zechciałaś uporządkować ogród. Doprowadzenie go do
dawnej świetności będzie równie trudnym wyzwaniem jak renowacja budynków. Na
R
L
T
szczęście zachował się oryginalny projekt Belledon z osiemnastego wieku. Na jego pod-
stawie będzie można odtworzyć dawny wygląd.
- Co znaczy słowo Belledon?
- To nazwa posiadłości, w której mieszkasz. Choć nie wyobrażasz sobie w niej ho-
telu, to moim zdaniem będzie to najlepszy sposób wykorzystania dogodnej lokalizacji.
Leży bowiem pięć mil od autostrady z lotniska Heathrow. Wymaga wprawdzie znacz-
nych nakładów, ale po remoncie stanie się wizytówką okolicy i jednym z najbardziej pre-
stiżowych wiejskich hoteli w Zjednoczonym Królestwie.
Sophie z wdzięcznością przyjęła zmianę tematu. Zadowolona, że przestał ją zadrę-
czać osobistymi pytaniami, z przyjemnością zjadła przystawkę. Wkrótce kelner przyniósł
filet z jagnięcia.
- Wygląda apetycznie - pochwalił Nikos. - Podobno miejscowego chowu. Dobry
wzór do naśladowania. Na szczęście do Belledon należy również dawna farma. Będzie
dostarczać mięsa dla restauracji. W ogrodzie, w który włożyłaś tak wiele wysiłku, wyro-
sną warzywa i owoce. Postawię na produkty naturalne, choć uzyskanie certyfikatów zaj-
mie sporo czasu.
Podczas spożywania głównego dania snuł dalsze plany. Sophie słuchała z coraz
większą przyjemnością. Poziom wina w kieliszku pozostawał stały, choć popijała po tro-
chu. W ogóle sobie nie uświadamiała, że co chwilę jej dolewa. Niemniej alkohol stop-
niowo rozładował początkowe napięcie. Nie wiadomo kiedy wciągnął ją temat rozmowy.
Zaczęła zadawać pytania, wtrącać własne spostrzeżenia, formułować opinie.
Mimo wszystko nadal ją trochę dziwiło, że gawędzi z nim tak swobodnie, jakby
nic ich nie dzieliło. Gdy zadeklarował, że pragnie przegnać demony przeszłości, nie wie-
rzyła, że to możliwe. Lecz teraz odnosiła wrażenie, bez wątpienia złudne, choć przemoż-
ne, że balast minionych wydarzeń przestał ją przygniatać.
Oczywiście wspólna kolacja nie wymazała ich z pamięci. Zatarła jednak złe
wspomnienia, a przywołała te dobre, najpiękniejsze: jego zniewalający uśmiech, błysko-
tliwe uwagi, zabawne powiedzonka. Bo od samego początku znajomości widziała w nim
nie tylko zabójczo przystojnego mężczyznę, ale przede wszystkim wspaniałego człowie-
ka, inteligentnego rozmówcę, przyjaciela. Jakże wiele straciła, kiedy z nią zerwał!
R
L
T
Teraz wynagradzał jej lata osamotnienia i żalu. Odzyskała go wprawdzie tylko na
chwilę, lecz podarował jej niezapomniany wieczór.
Na dworze zapadły ciemności. Płomień świeczki odbijał się w szybie, ich sylwetki
również, tworząc iluzoryczny obraz jakby równoległego świata. Siedzieli tam razem, we
dwoje, w ciepłym kręgu światła, w pełnej harmonii.
Pozwoliła sobie na chwilę popuścić wodze fantazji. Wyobraziła sobie, że przyje-
chała tu z Nikosem jako mężem obejrzeć opuszczoną posiadłość. Zamierzali ją odnowić,
ożywić, napełnić miłością i mieszkać w niej razem do końca swoich dni. Zdawała sobie
sprawę, że to nierealne rojenia, ale pozwoliła im płynąć swobodnie, jakby tylko ta wyma-
rzona rzeczywistość istniała. Kiedy patrzyła na Nikosa, sączyła dobre trunki i pochłaniała
wykwintne smakołyki. Szara, przyziemna codzienność odeszła w niepamięć.
Kelnerzy uprzątnęli stół, przynieśli kartę deserów. Wybrała coś na chybił trafił. Nie
zapamiętała nazwy, ale smakowało wybornie. Dostała do tego lampkę delikatnego, słod-
kiego wina, beaune de Venise. Popijała je z przyjemnością, choć czuła, że szumi jej w
głowie. Pożerała wzrokiem Nikosa, wsłuchana w brzmienie jego głosu, poruszona do
głębi, jakby otrzymała w darze bezcenny klejnot.
- Sophie?
Dopiero gdy odsuwał krzesło, spostrzegła, że lokal opustoszał. Zwieczka dogasała.
Para w szybie znikła. Albo też oni sami.
Kelner pożegnał ich ukłonem. Wyszli jako ostatni goście, ramię w ramię, jak para
po tamtej stronie szyby. Z całego serca pragnęła, by już tak pozostało.
- Zimno ci? - spytał, gdy wkroczyli na słabo oświetloną ścieżkę.
Sophie pokręciła głową. Nie, nie zmarzła. Rozgrzało ją wino, ciepłe powietrze, a
przede wszystkim jego bliskość.
Czy serce biło jej mocniej, czy tylko wyrazniej słyszała jego uderzenia? Jak to
możliwe, że zaprosił ją do restauracji? Czy faktycznie spędziła z nim wieczór, czy tylko
go sobie wyśniła? Czy ogród pogrążony w mroku naprawdę pachniał kapryfolium? Czy
to ich kroki szeleściły na ścieżce?
Tak, to on, Nikos, najprawdziwszy, realny, wspaniały, kroczył u jej boku. Serce
[ Pobierz całość w formacie PDF ]